Są święta, które się pamięta. Długo. Takie myślę przeżyliśmy
wczoraj. Deszcz, deszcz, góry, deszcz, i świetna wyprawa-zaprawa-przeprawa. W deszczu.Na początek, zwiedzanie muzeum przyrodniczo-łowieckiego “Knieja” bo może przestanie padać. Nie przestało. Wzmogło :) No to idziemy. 1. Punkt gra na orientację – kompas, mapa, GPS, szliśmy niekoniecznie po ścieżce, kopaliśmy (patrz filmy!) sobie po nogach i odnajdywaliśmy punkty gry. 2. Podział na 3 zespoły a-pierwsza pomoc i węzły, b-jak rozpalić ognisko, c-jak zbudować szałas. Każda grupa przechodziła kolejno te 3 sprawności. Monika pierwsza z dziewczyn zaprószyła ogień! Brawo! Później przejście do parku linowego (cały czas pod czujnymi oczami deszczu i 4 instruktorów – pani Urszulo – dziękujemy!) i na końcu ognisko. Siedem godzin w górach, deszczu,górach i jeszcze w deszczu :) Warto? Koniecznie. Uważam, że przekroczyliśmy pewien poziom, pokonaliśmy własne słabości i wzmocniliśmy się bardzo. Jestem dumny z wszystkich! A dziewczyny – po prostu Wspaniałe!
Zdjęcia:
Filmy: